środa, 12 lutego 2014

Mus do ciała zabójczo pachnący kokosem :D

Przez kilka lat regularnie stosowałam balsam pewnej popularnej firmy, byłam z niego bardzo zadowolona, nawilżał, ładnie pachniał i szybko się wchłaniał. Skład mnie wtedy zupełnie nie interesował.
Aż nadszedł dzień oświecenia ;) Później nic już nie było takie samo ;) Okazało się, że mój balsamik zawiera w swoim składzie parabeny. I to sporo. A ja przestałam lubić kosmetyki z tym czymś. Przestałam i koniec. No więc skoro tak się zawzięłam na te parabeny to musiałam znaleźć sobie inny balsam. Szukałam wytrwale.
Najbardziej naturalny znalazłam w rossmanie z Alterry ale mam go już od kilku miesięcy i jakoś nie podbił mojego serca. Nie lubię mieć białych "maziaji" na ciele, które trzeba wcierać nie wiadomo jak długo. Niestety skórę mam suchą więc balsam musi być i kropka.
Kropka.
No łatwo powiedzieć :)

W międzyczasie polubiłam się z olejem kokosowym (ten zapach!!!) i masłem Shea (super nawilża) ale nie podobało mi się, że muszę wydłubywać kawałki tych tłuszczyków z opakowania. Porównać to można do wciskania paluchów w zimną margarynę... no przyjemność mocno średnia ;]

Z pomocą oczywiście przyszedł mi internet. Skarbnica mniej lub bardziej dziwnych pomysłów ;)
No i znalazłam. Zmodyfikowałam po swojemu. Zrobiłam. I podoba mi się to co uzyskałam :) A uzyskałam mus/piankę do ciała o super kokosowym zapaszku :D

Potrzebne składniki:
1 miarka oleju kokosowego
1 miarka masła shea
1/2 miarki płynnego oleju (może być np. migdałowy, jojoba, arganowy) w moim przypadku wykorzystałam to co miałam a więc olej z avocado, olej z pestek winogron i olej jojoba


Po zrobieniu tego zdjęcia przypomniałam sobie, że mam jeszcze w zapasach kapsułki z olejami, z rossmana. Dodałam 4 sztuki.

W pierwszej kolejności należy w kąpieli wodnej stopić olej kokosowy i masło shea.


Po stopieniu dodajemy płynne oleje.


I już mamy przerwę na herbatkę/ kawkę (albo odkurzanie ;)) ponieważ musimy zostawić nasze oleje w zimnym miejscu, np. w lodówce, do stężenia.


Gdy nasza miksturka jest już twarda chwytamy w dłoń miksery :D
I miksujemy przez ok. 2 minuty.
Efekt:

Powstała nasza pachnąca pianka. Masa jest tak napowietrzona, że zwiększyła swoją objętosć ok. trzykrotnie. Teraz wystarczy zamknąć ją w docelowy pojemniczek i niech sobie odpocznie z godzinkę w lodówce.
Tadaaam :) Nasz mus jest gotowy :)


Na co dzień nie musi stać w lodówce, wystarczy temp. pokojowa. No chyba, że jest upalne lato albo mamy w domu powyżej 25 stopni C, wtedy może się roztapiać i tworzyć olej.

Stosowanie jest bardzo przyjemne. Po nabraniu na dłoń pianka prawie odrazu się rozpuszcza. Przy nakładaniu na skórę ciała błyskawicznie się wchłania i przez kilka minut pozostawia na ciele subtelny kokosowy zapach :)

Polecam!

2 komentarze:

  1. Co do parabenów masz świętą racje, jeżeli jest możliwość to lepiej ich unikać. Przepis wydaje się bardzo fajny, może niedługo go wykorzystam, dam znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jeszcze czaję się na mineralne kosmetyki kolorowe - podkład, korektor, róż, bo niestety wszystkie kupne są przeładowane parabenami. Zupełnie nie potrzebnie wg mnie, no ale cóż. Jak tylko coś opracuję to dam znać ;) Pozdrowionka!

      Usuń

Dziękuję za wizytę :) Zapraszam do komentowania.