Aż nadszedł dzień oświecenia ;) Później nic już nie było takie samo ;) Okazało się, że mój balsamik zawiera w swoim składzie parabeny. I to sporo. A ja przestałam lubić kosmetyki z tym czymś. Przestałam i koniec. No więc skoro tak się zawzięłam na te parabeny to musiałam znaleźć sobie inny balsam. Szukałam wytrwale.
Najbardziej naturalny znalazłam w rossmanie z Alterry ale mam go już od kilku miesięcy i jakoś nie podbił mojego serca. Nie lubię mieć białych "maziaji" na ciele, które trzeba wcierać nie wiadomo jak długo. Niestety skórę mam suchą więc balsam musi być i kropka.
Kropka.
No łatwo powiedzieć :)
W międzyczasie polubiłam się z olejem kokosowym (ten zapach!!!) i masłem Shea (super nawilża) ale nie podobało mi się, że muszę wydłubywać kawałki tych tłuszczyków z opakowania. Porównać to można do wciskania paluchów w zimną margarynę... no przyjemność mocno średnia ;]
Z pomocą oczywiście przyszedł mi internet. Skarbnica mniej lub bardziej dziwnych pomysłów ;)
No i znalazłam. Zmodyfikowałam po swojemu. Zrobiłam. I podoba mi się to co uzyskałam :) A uzyskałam mus/piankę do ciała o super kokosowym zapaszku :D
Potrzebne składniki:
1 miarka oleju kokosowego
1 miarka masła shea
1/2 miarki płynnego oleju (może być np. migdałowy, jojoba, arganowy) w moim przypadku wykorzystałam to co miałam a więc olej z avocado, olej z pestek winogron i olej jojoba
Po zrobieniu tego zdjęcia przypomniałam sobie, że mam jeszcze w zapasach kapsułki z olejami, z rossmana. Dodałam 4 sztuki.
W pierwszej kolejności należy w kąpieli wodnej stopić olej kokosowy i masło shea.
Po stopieniu dodajemy płynne oleje.
I już mamy przerwę na herbatkę/ kawkę (albo odkurzanie ;)) ponieważ musimy zostawić nasze oleje w zimnym miejscu, np. w lodówce, do stężenia.
Gdy nasza miksturka jest już twarda chwytamy w dłoń miksery :D
I miksujemy przez ok. 2 minuty.
Efekt:
Powstała nasza pachnąca pianka. Masa jest tak napowietrzona, że zwiększyła swoją objętosć ok. trzykrotnie. Teraz wystarczy zamknąć ją w docelowy pojemniczek i niech sobie odpocznie z godzinkę w lodówce.
Tadaaam :) Nasz mus jest gotowy :)
Na co dzień nie musi stać w lodówce, wystarczy temp. pokojowa. No chyba, że jest upalne lato albo mamy w domu powyżej 25 stopni C, wtedy może się roztapiać i tworzyć olej.
Stosowanie jest bardzo przyjemne. Po nabraniu na dłoń pianka prawie odrazu się rozpuszcza. Przy nakładaniu na skórę ciała błyskawicznie się wchłania i przez kilka minut pozostawia na ciele subtelny kokosowy zapach :)
Polecam!
Co do parabenów masz świętą racje, jeżeli jest możliwość to lepiej ich unikać. Przepis wydaje się bardzo fajny, może niedługo go wykorzystam, dam znać.
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze czaję się na mineralne kosmetyki kolorowe - podkład, korektor, róż, bo niestety wszystkie kupne są przeładowane parabenami. Zupełnie nie potrzebnie wg mnie, no ale cóż. Jak tylko coś opracuję to dam znać ;) Pozdrowionka!
Usuń